"Polska, Trzemeszno i ja "
Co wiem o Trzemesznie? Nigdy o nim nie słyszałam! A może powinnam powiedzieć: prawie nigdy? Moja matka przed śmiercią opisała historię swojej rodziny. Historia tej rodziny oznaczała Berlin. Oczywiście, że Berlin – było w ogóle jakieś inne miejsce? Oczywiście, że nie. Dla nich Berlin był stolicą świata. Potem przyszedł Wielki Exodus z Berlina w latach 30-tych XX wieku. Mojej babci i całej piątce jej braci i sióstr (wraz z małżonkami i dziećmi) udało się wydostać się z Niemiec. Teraz to już jest historia. Niesamowita historia uporu i odwagi oraz sporej dawki szczęścia. Po co więc próbować dokopać się do tego, co było wcześniej?
Zwłaszcza, że to co było wcześniej, było raczej żałosne. Wcześniej był „Meisterbrief” z roku 1826 pozwalający przodkowi mamy, Nathanowi Arztowi, na uprawianie fachu introligatorstwa. „Meister” oznacza, że był mistrzem w swoim fachu. Ale Nathan potrzebował też „Duldungs Certificat” – Świadectwa Tolerancji pozwalającego jemu i jego rodzinie mieszkać w Trzemesznie (fot.1). To jest ten rodzaj upokorzenia, które zawsze kojarzyłam z Żydami w Polsce.
Polska! O mój Boże, Polska! Już sama ta nazwa wywołuje ciarki na moich plecach. Cmentarz europejskiego żydostwa! Oczywiście to nie wszystko wina Polaków. Polacy nie zaprosili III Rzeszy do inwazji na ich kraj. Uwięziona między walczącymi gigantami, Niemcami i Rosją, Polska była patroszona i ćwiartowana przez całą swoją historię.
Potem, w marcu 2021 roku, ni stąd, ni zowąd, dostałam maila od pewnej pani z Polski imieniem Agnieszka. Agnieszka sporo wie o mojej rodzinie. Zna nazwiska niektórych moich przodków, zna miasto, ulicę, dom, w którym mieszkali (fot. 2). Agnieszka stara się odbudować żywe wspomnienia o społeczności żydowskiej, która zniknęła. O ile mi wiadomo, próbuje odzyskać nieco godności dla tej zaginionej żydowskiej obecności; stara się zrobić prawdziwych ludzi z duchów.
Agnieszka przysłała mi też kilka artykułów, które napisała o Żydach z Trzemeszna. Olśnienie przyszło, gdy wyjaśniła koncepcję świadectwa tolerancji; wyjaśniła, że istniały różne poziomy zezwolenia na pracę lub pobyt w mieście. Jestem Żydówką, więc krew mi od tego zawrzała w żyłach. Jestem też prawnikiem, więc rozumiem pojęcie wiz i zezwoleń. Rozumiem granice i wymagania dotyczące pobytu. Rozumiem, że w tym czasie miasto nazywało się Tremessen i znajdowało się pod panowaniem pruskim. Dlatego cała ta dokumentacja jest w języku niemieckim. Ale jestem Żydówką, krew nadal wrze mi od tego w żyłach.
Teraz Agnieszka próbuje ocalić część cmentarza żydowskiego w Trzemesznie, ratować stare nagrobki. Nagle ogarnęło mnie pragnienie, by te stare nagrobki znów stały, by świadczyły o tym, co było. Wyślę niewielką darowiznę, aby pomóc w osiągnięciu tego celu. I być może – być może – kiedyś nawet przyjadę je zobaczyć.
Naomi Leitner
Tłumaczenie Anna Błasiak