Jerzy urodził się w ’44 roku w Kamionku. Przeprowadziliśmy się do polskiego małego gospodarstwa. Właściciele musieli iść na połowę domu, a nam dali drugą połowę. To były tylko dwa pomieszczenia. Nie mieliśmy ani talerza, ni łyżki. Ale ojciec od razu skombinował sobie rower. Ponieważ miał wykształcenie rolnicze, postarał się o pracę nadzorcy w Kątnie. Znał dobrze niemiecki. Niemcy próbowali nas trochę zniemczyć. Ale ojciec do końca został Polakiem. Dwa majątki w Kątnie i Kamionku połączyli, tak że pracował na dwóch. Swojego szwagra, mamy brata, usadził na takiego włodarza w Kamionku. Sam miał kancelarię w Kątnie.
Moja mama [Floriana Zaparucha zd. Cieślicka – przyp. A.K.] robiła ze sznurków z prutych worków żakiety dla pracowników w Kamionku. Poza tym przenosiła z Kamionka do Kątna dokumenty od sołtysa. Sołtys był jeden dla tych dwóch wsi i mieszkał obok nas w Kamionku.
Ojciec bał się, że nas powywożą do Niemiec, bo polskie dzieci tam wywozili. Zatrudnił starszego brata Bernarda w ogrodnictwie w Kątnie, ale brat nie wywiązywał się z obowiązków, wolał konie. Dlatego ojciec załatwił mu pracę w gospodarstwie siostry przy koniach w Procyniu.
Niemcy karmili ojca tylko kalafiorem, tak że po wojnie do końca życia miał obrzydzenie do kalafiora. No ale przeżyliśmy i jak nas oswobodzili Rosjanie, wróciliśmy do Podbielska. To był duży dom i Rosjanie wprowadzili do niego konie, bo była zima. Cały dom był zaniedbany, tak że myśmy wszystko odnawiali.
AK: – Pamięta pani Renię Wrzeszczyńską?
BC: – Tak. Ojciec przyjął ogrodnika Antoniewicza, który miał siostrzenicę, Renię właśnie. Bał się, że ją wywiozą do Niemiec. Jej ojciec był już wywieziony [do obozu w Mauthausen-Gusen – przyp. A.K.]. Ona też się bała . Chciał wziąć ją do siebie, bo zrobił sobie mieszkanie w Kątnie, ale nie mógł, więc ulokował ją w naszym mieszkaniu. Renia mieszkała u nas może rok. Spała w jednym łóżku z moją mamą. Było nas czworo dzieci w jednym pokoju i tylko dwa łóżka. Potem ten wuj zabrał ją do siebie.
AK: – Według wspomnień Reni, jej rodzina – matka z dziewięciorgiem dzieci – przetrwała wojnę dzięki jego pomocy.
BC: – Oni [Józef Zaparucha i Hieronim Antoniewicz – przyp. A.K.] trochę kradli z gospodarstwa zajętego przez Niemkę w Kątnie. To był duży majątek, trochę tego bydła było, więc czasami podkradli tej śmietanki. Trochę okrasili sobie to życie, bo była wielka bieda.
AK: – Renia wspominała, że razem z panią chodziłyście do pracy z Kamionka do Kątna. Mijałyście budynek dawnej szkoły (fot. 5), w którym Niemcy przetrzymywali Żydówki. Wykorzystywano je do pracy w Noteci. Pamięta je pani?