Przejdź do treści
Strona główna » Współczesność » Wspomnienia mieszkańców » Rozmowa z Barbarą Ciejek zd. Zaparuchą

Rozmowa z Barbarą Ciejek zd. Zaparuchą

Rozmowa z Barbarą Ciejek zd. Zaparuchą, 10.03.2024 r.
Barbara Ciejek (BC): – We wrześniu skończę 94 lata. Urodziłam się w Podbielsku (fot. 1).

. Dom rodzinny Zaparuchów w Podbielsku; z archiwum prywatnego Barbary Ciejek.
Fot. 1. Dom rodzinny Zaparuchów w Podbielsku; z archiwum prywatnego Barbary Ciejek.

Agnieszka Kostuch (AK): – Spotkała pani tam Żydów w czasie wojny?

BC: – Tak. Mieszkali w takim gospodarskim budynku, oborze w Bielsku;  mieli tam posłania.

AK: – Widziała je pani, czy o nich słyszała?

BC: – Widziałam. Ci Żydzi, co byli w Bielsku, nie mogli wychodzić [z obozu – przyp. A.K.]. Oni przechodzili tylko przez Podbielsko gdzieś do pracy[1]Obóz dla Żydów w Bielsku (niem. Bilsko Lager) istniał do 30.08.1943r. i był połączony z obozem w Podbielsku (niem. Annaberg) Zadaniem więźniów była budowa drogi z Bielska do Orchowa. . Śpiewali: „Hajli, hajlo, hajla![2]Więcej o tej piosence tutaj: pl.wikipedia.org/wiki/Ein_Heller_und_ein_Batzen. Ludzie karmili ich po drodze. Stawiali garnki z ziemniakami przy drodze i oni po kryjomu łapali te ziemniaki (fot. 2-3).

Mapka z zaznaczoną na niebiesko linią drogi, którą budowali Żydzi; źródło: Paweł Dragan.
Fot. 2. Mapka z zaznaczoną na niebiesko linią drogi, którą budowali Żydzi; źródło: Paweł Dragan.
Droga z Orchowa do Podbielska, widok obecny; fot. Paweł Dragan
Fot. 3. Droga z Orchowa do Podbielska, widok obecny; fot. Paweł Dragan.

Raz przyszedł do nas jeden Żyd, wieczorem. Założył na głowę taką taśmę i pudełeczko[3]Chodzi o tefilin. i tak się modlił. A myśmy mu szykowali jedzenie, to, co mieliśmy, ziemniaki, chleb, żeby poczęstował kolegów. To zdarzyło się jeszcze kilka razy. A potem nas wysiedlono do Kamionka i nie mieliśmy kontaktu z tymi Żydami.

AK: – Jak to się stało, że zamieszkaliście akurat w Kamionku?

BC: – Niemcy wypędzili nas z gospodarstwa, z ciepłego domu. Chcieli nas powywozić do Guberni, gdzieś chyba w krakowskie. Jedna pani nas zatrzymała, jak nas prowadzili do takiej szkoły, żeby nas wywieźć. Nie tylko nas, bo także innych Polaków. A osiedlali Niemców z Saksonii. Mój ojciec [Józef Zaparucha – przyp. A,K,] był uczonym rolnikiem i dostał się na urzędnika do Niemców, na dwa majątki – w Kątnie i Kamionku. Z Podbielska przeprowadził nas do Kamionka 8 marca [najprawdopodobniej 1941 roku – przyp. A.K.]. Padał wtedy śnieg. Oprócz rodziców byli bracia: starszy ode mnie o półtora roku Bernard i 6 lat młodszy Edward (fot. 4).

Od lewej: Floriana Zaparucha zd. Cieślicka, Basia i Edward Zaparuchowie, Kamionek w czasie wojny; z archiwum prywatnego Barbary Ciejek.
Fot. 4. Od lewej: Florianna Zaparucha zd. Cieślicka, Basia i Edward Zaparuchowie, Kamionek w czasie wojny; z archiwum prywatnego Barbary Ciejek.
Jerzy urodził się w ’44 roku w Kamionku. Przeprowadziliśmy się do polskiego małego gospodarstwa. Właściciele musieli iść na połowę domu, a nam dali drugą połowę. To były tylko dwa pomieszczenia. Nie mieliśmy ani talerza, ni łyżki. Ale ojciec od razu skombinował sobie rower. Ponieważ miał wykształcenie rolnicze, postarał się o pracę nadzorcy w Kątnie. Znał dobrze niemiecki. Niemcy próbowali nas trochę zniemczyć. Ale ojciec do końca został Polakiem. Dwa majątki w Kątnie i Kamionku połączyli, tak że pracował na dwóch. Swojego szwagra, mamy brata, usadził na takiego włodarza w Kamionku. Sam miał kancelarię w Kątnie. Moja mama [Floriana Zaparucha zd. Cieślicka – przyp. A.K.] robiła ze sznurków z prutych worków żakiety dla pracowników w Kamionku. Poza tym przenosiła z Kamionka do Kątna dokumenty od sołtysa. Sołtys był jeden dla tych dwóch wsi i mieszkał obok nas w Kamionku. Ojciec bał się, że nas powywożą do Niemiec, bo polskie dzieci tam wywozili. Zatrudnił starszego brata Bernarda w ogrodnictwie w Kątnie, ale brat nie wywiązywał się z obowiązków, wolał konie. Dlatego ojciec załatwił mu pracę w gospodarstwie siostry przy koniach w Procyniu. Niemcy karmili ojca tylko kalafiorem, tak że po wojnie do końca życia miał obrzydzenie do kalafiora. No ale przeżyliśmy i jak nas oswobodzili Rosjanie, wróciliśmy do Podbielska. To był duży dom i Rosjanie wprowadzili do niego konie, bo była zima. Cały dom był zaniedbany, tak że myśmy wszystko odnawiali.

AK: – Pamięta pani Renię Wrzeszczyńską[4]O prowadzonym przez nią w czasie wojny dzienniczku, losach rodziny Wrzeszczyńskich pisałam w „Przewodniku Katolickim” numer 13/2022, dostęp online: … Czytaj dalej?

BC: – Tak. Ojciec przyjął ogrodnika Antoniewicza, który miał siostrzenicę, Renię właśnie. Bał się, że ją wywiozą do Niemiec. Jej ojciec był już wywieziony [do obozu w Mauthausen-Gusen – przyp. A.K.]. Ona też się bała [5]Dzieci, które ukończyły 13 r.ż., były zmuszone pracować dla Niemców. Renia zamieszkała u Zaparuchów w marcu 1942r. Chciał wziąć ją do siebie, bo zrobił sobie mieszkanie w Kątnie, ale nie mógł, więc ulokował ją w naszym mieszkaniu. Renia mieszkała u nas może rok. Spała w jednym łóżku z moją mamą. Było nas czworo dzieci w jednym pokoju i tylko dwa łóżka. Potem ten wuj zabrał ją do siebie.

AK: – Według wspomnień Reni, jej rodzina – matka z dziewięciorgiem dzieci – przetrwała wojnę dzięki jego pomocy.

BC: – Oni [Józef Zaparucha i Hieronim Antoniewicz – przyp. A.K.] trochę kradli z gospodarstwa zajętego przez Niemkę w Kątnie. To był duży majątek, trochę tego bydła było, więc czasami podkradli tej śmietanki. Trochę okrasili sobie to życie, bo była wielka bieda.

AK: – Renia wspominała, że razem z panią chodziłyście do pracy z Kamionka do Kątna. Mijałyście budynek dawnej szkoły (fot. 5), w którym Niemcy przetrzymywali Żydówki. Wykorzystywano je do pracy w Noteci. Pamięta je pani?
Budynek dawnej szkoły w Kamionku
Fot. 5. Budynek dawnej szkoły w Kamionku; foto Paweł Dragan

BC: – Tak, one robiły faszyny na tej rzece.

AK: – Gdzie pani je widziała?

BC: – One mogły nieraz wyjść [z budynku szkoły – przy. A.K.]. Czasem przychodziły do naszego domu, przynosiły z tej rzeki rybek, tośmy je smażyli i one jadły. Sami nie mieliśmy jedzenia za dużo, ale jak przyszły, dojadały sobie trochę. Przychodziły tylko do naszego domu. Mówiły po polsku.

AK: – Czy powiedziały, skąd pochodzą?

BC: – Nie pamiętam.

AK: – Renia zapamiętała, że miały wrzody na nogach od stania w rzece. W jakim stanie były te, które przychodziły do was?

BC: – Były zdrowe. Mama im zapakowywała jedzenie.

AK: – Czyli rodzice pomagali zupełnie bezinteresownie.

BC: – No pewnie. Dzieliliśmy się tym, co było. Mama to był człowiek, który poratował każdego (fot. 6).

Floriana Zaparucha; z archiwum prywatnego Barbary Ciejek
Fot. 6. Florianna Zaparucha; z archiwum prywatnego Barbary Ciejek
Będziemy wdzięczni za podzielenie się każdą informacją na ten temat i udostępnienie rozmowy dalej. Wciąż badamy tę historię. Praktycznie dotąd nieznaną.

************

Serdecznie podziękowania dla Pana Pawła Dragana za pomoc w dociekaniu prawdy i wykonane fotografie oraz Kasi Sudaj za pomoc w dotarciu na spotkanie z Panią Basią i wykonanie dokumentacji fotograficznej.

Przypisy

Przypisy
1 Obóz dla Żydów w Bielsku (niem. Bilsko Lager) istniał do 30.08.1943r. i był połączony z obozem w Podbielsku (niem. Annaberg) Zadaniem więźniów była budowa drogi z Bielska do Orchowa.
2 Więcej o tej piosence tutaj: pl.wikipedia.org/wiki/Ein_Heller_und_ein_Batzen
3 Chodzi o tefilin.
4 O prowadzonym przez nią w czasie wojny dzienniczku, losach rodziny Wrzeszczyńskich pisałam w „Przewodniku Katolickim” numer 13/2022, dostęp online: https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2022/Przewodnik-Katolicki-13-2022/kultura-i-czas-wolny/Sila-swiadectwa-dziecka
5 Dzieci, które ukończyły 13 r.ż., były zmuszone pracować dla Niemców. Renia zamieszkała u Zaparuchów w marcu 1942r
Udostępnij nasz post

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *